Przestrzeń atomu – najbardziej ukryta postać materii
Uwaga! Wszystkie prawa do treści strony są zastrzeżone.
Przestrzeń atomu. Skąd się wzięła? W zasadzie zawsze tam była i nawet nie myślała od nas się ukrywać. Natura na każdym kroku podsuwa nam myśl o jej istnieniu, tylko że uparcie nie chcemy tej przestrzeni zauważać. W pierwszej kolejności z powodu teorii względności, która mocno nam namieszała w głowie. Przykładowo, tworząc szczególną teorię względności Einstein naturalnie zaprzeczał istnienie monoprzestrzeni, tym razem w postaci eteru. Nalegał więc na tym, że światło rozpowszechnia się samoistnie, czyli w żadnym środowisku nośnym. Gdy jednak formułował ogólną teorię względności, z powrotem zgłosił odkrycie monoprzestrzeni, tym razem w postaci czasoprzestrzeni, zapominając, że nie istniała ona już w teorii szczególnej.
Istnieje zatem monoprzestrzeń czy nie? Jeżeli istnieje, jak to się dzieje w ogólnej teorii względności, to doświadczenie Michelsona-Morleya powinno nam tę monoprzestrzeń ujawnić. Jednak nie ujawnia. Czyli doświadczenie, na którym opiera założenie o absolutnej prędkości światła i cała szczególna część teorii Einsteina zaprzecza możliwość istnienia czasoprzestrzeni. W ten sposób szczególna teoria względności zaprzecza ogólną. Natomiast założenie o istnieniu czasoprzestrzeni w ogólnej części teorii zaprzecza podstawową zasadę teorii szczególnej twierdząc, że monoprzestrzeń jednak istnieje. W ten sposób ogólna teoria względności przeczy szczególnej jej części. Jednocześnie nikt tego nie zauważa. Łatwo można zrozumieć Einsteina, który był zachwycony nowym rewelacyjnym pomysłem o czasoprzestrzeni i mógł na chwilę zapomnieć o pewnych nieistotnych szczegółach własnej teorii. Trudniej zrozumieć naukowców, które powtarzają bez zastanowienia te same wnioski przeszło sto lat.
A co na to natura? Na szczęście natura pojęcia nie ma o żadnej teorii względności i nadal podrzuca nam podpowiedzi, aby mogliśmy lepiej zrozumieć otaczający nas świat. Zjawisko magnetyzmu, ruch światła nie wiadomo w czym, grawitacyjne działanie na odległość.
Przepraszam, a czy nie wystaje pole magnetyczne za granice atomów magnesu? A jeżeli wystaje, to czy nie należy do jego atomów? W takim razie rozmiar atomu w obrębie magnesu się nie kończy.
Fale elektromagnetyczne (należy do nich światło) z założenia polegają na rozchodzeniu się w przestrzeni zmian (zaburzeń) pól elektrycznego i magnetycznego. Czy te pola czasem nie są powiązane z własnym źródłem, czyli atomami? To dlaczego ruch zaburzeń w tych polach powinien być niezależny od ruchu samych pól razem z ich atomami? Przecież te zaburzenia też powinny przemieszczać się razem z ruchem własnych pól.
Nareszcie grawitacja. Atomy jednego kosmicznego obiektu przyciągają się do atomów innego i nic ich nie łączy? Ja bym się nie przyciągał.
W artykule Problem niejednoczesności zdarzeń a prędkość światła doszliśmy do wniosku o konieczności istnienia przestrzeni atomu. Czyli udowodniliśmy istnienie przestrzeni atomu na poziomie teoretycznym. Czas zatem przekonać się w poprawności naszego wniosku praktycznie. Potrzebujemy wykonywalnego eksperymentu.
Proszę bardzo! Andrzej Lanskoruński w swojej książce proponuje kilka takich eksperymentów. Za chwilę rozpatrzymy jeden z nich.
Gdy patrzymy na obiekt świetlny robimy wniosek o jego położeniu. W ocenie położenia bliskich rzeczy nigdy się nie mylimy. Jednak zgodnie z teorią względności widzimy gwiazdy tam, gdzie one przebywały wcześniej. Zgodnie z Einsteinem fotony po ich emisji poruszają się samodzielnie, a źródło ich światła w tym czasie przemieszcza się dalej. W wyniku kierunek ruchu zmierzających do nas fotonów pozostaje niezmienny z momentu ich emisji. To on wyznacza, gdzie zobaczymy źródło ich światła. Właśnie dlatego widzimy gwiazdy tam, gdzie przebywały w momencie emisji światła, które szło do nas wiele i wiele lat.
Jednak za chwile podobna wizja będzie wydawała się nam dość zabawną. Wyobraźmy sobie, że w pewnym momencie atomy obiektu świetlnego wyemitowały porcję fotonów. Nie ma w tym nic dziwnego, że będą rozchodziły się one w postaci sfery. Gdy sfera tych fotonów dotrze do nas, zobaczymy obiekt świetlny w centrum tej sfery. Zgadza w tym każda teoria. Tylko że w świecie Einsteina ruch fotonów nie jest powiązany z dalszym ruchem źródła światła. Dlatego sfera fotonów według niego nie przemieszcza się razem z obiektem świetlnym. Gdy dotrze do nas, zobaczymy obiekt właśnie tam, gdzie przebywał w momencie emisji.
Natomiast w naszym świecie wszystko wygładza odrobinę inaczej. Według teorii materii-wieloprzestrzeni fotony (a poprawniej kwantowana na fotony energia) rozchodzą się w przestrzeni emitujących atomów i są z tą przestrzenia ściśle powiązane. W wyniku naturalnego ruchu źródła światła przemieszcza się jego atomy, ich przestrzeni, a razem z nimi sfery wyemitowanych fotonów. Gdy sfera wyemitowanych w pewnym momencie fotonów dotrze do nas, ruch sięgających nas fotonów też będzie zawsze skierowany ku nam z centrum tej sfery. Właśnie tam, w centrum sfery, i zobaczymy źródło światła. Tylko że w naszej teorii każda sfera fotonów przemieszcza się razem że źródłem własnego światła. Dlatego widzimy gwiazdy tam, gdzie one rzeczywiście przebywają w momencie obserwacji, jak długo ich światło nie leciałoby do nas. Autor określa to zjawisko jako fenomen rzeczywistości odległej obserwacji – DORP (ang. distance observation reality phenomenon). Dokładniej w rozdziałach 4 i 5 książki. Oczywiście, pewna korektę w obraz gwiezdnego nieba zawsze wprowadza soczewkowanie grawitacyjne.
Teraz jesteśmy już gotowi do przeprowadzenia eksperymentu.
